wtorek, 3 września 2013

Agenci: Rozdział 8



Powoli nastawała jasność. Światło było coraz to bielsze, aż w końcu Jane zobaczyła nad sobą kilka przerażonych twarzy patrzących nad nią.
- Jane, Jane!!! Słyszysz mnie? - słyszała Jane, ale nie umiała rozpoznać kto do niej mówi.
Kiedy w końcu doszła do siebie, nie pamiętała dokładnie co się stało. Pamiętała tylko tyle, że była w kościele i widziała Scootera.
- Co się stało? - zapytała.
- Walczyłaś z Scooterem, ale nie wiem co się stało dokładnie. Znaleźliśmy ciebie nieprzytomną. Pamiętasz coś? - zapytał szef.
- Nic. Kompletnie nic.
- Może Clio coś znalazła.
Kiedy Jane udało się wstać i powoli dość do Clio dowiedziała się, że udało się jej postrzelić Scootera i prawdopodobnie nie zostało mu dużo życia.
Cieszyła się, że jej misja przynajmniej zakończyła się powodzeniem, ale nie miała siły nawet się uśmiechnąć. Ciągle bolało ją postrzelone ramie. Wtedy podeszła do niej Clio:
- Jak się czujesz? - zapytała.
- Czuję się strasznie. Bardzo mnie boli.
- Nie dziwię się. Znalazłam twój telefon. Jakiś Nathan do ciebie pisał.
- Co??
- Dzwonił kilka razy, a potem napisał, że musi z tobą porozmawiać. Musi się wyżalić.
- Oki, zaraz do niego pójdę. I tak mam dużo wolnego czasu. Choć trochę.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Poszła do pokoju się przebrać z ubrań całych z krwi i powoli poszła w kierunku domu Nathan. Kiedy znalazła się pod domem i chciała zadzwonić, ale z domu wyszli chłopcy.
- Hej. Nathan jest u góry. - powiedział Max i poszli na boisko zagrać w piłkę.
- Dzięki. - powiedziała Jane i weszła do środka.
Nathan stał w salonie przy oknie. Odwrócił się, kiedy Jane weszła do pokoju.
- Co się stało? - zapytała Jane.
- Muszę się komuś wyżalić. Chłopacy nie chcieli mnie słuchać.
- Oki, zawsze wiesz, że ciebie wysłucham.
- Dziękuje. - powiedział Nathan, przytulił się do niej.
- Więc co się stało? - zapytała Jane.
- Pamiętasz jak powiedziałem, że nalazłem tatę.
- No pamiętam. Strasznie się cieszyłaś.
- Właśnie ta radość znika. Mój tata umiera, a ja nie mogę mu pomóc.
- Przykro mi. Jak mogę tobie pomóc?
- Nijak. I tu właśnie jest ten problem. To wszystko, przez jakąś głupią blondynę.
- Słucham?
Nathan sięgnął po zdjęcie, które miał schowane w szufladzie i pokazał je Jane.
- To jest mój tata. - powiedział Nathan, pokazując Jane zdjęcie.
Jane nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na zdjęciu był Scooter. Spojrzała na Nathana i zauważyła coś. Byli bardzo podobni do siebie. Czemu wcześniej tego nie zauważyła.
- To jest twój tata?
- No. I jakaś wredna małpa mi go odbiera.
- Może miała jakiś powód?
- Co?? Wiesz coś może? Znasz ją?
- Skąd te pytania. Twojego tatę widzę po raz pierwszy na oczy. Skąd mogę wiedzieć kto go zranił.
- Dobrze, przepraszam, ale chcę się zemścić.
- Ok.
Nastała niezręczna cisza. Jane usiadła na kanapie i nie wiedziała co dalej. Jej chłopak chce ją zabić. Czuła się jak w jakimś koszmarze, z którego nie może się obudzić.
- Muszę tobie coś powiedzieć. Nie byłem całkowicie z tobą szczery. - powiedział nagle Nathan.
Jane obawiała się. Wiedziała co chce jej powiedzieć Nathan. Miała nadzieje, że jednak się myli.
- Jestem agentem. Tajnym. Tata zatrudnił mnie u siebie i chłopaków. Robi bomby atomowe, bo zostało mu to zadanie przydzielone, ponieważ ma nastąpić trzecia wojna światowa. A ja miałem pilnować, żeby złe siły ich nie ukradły. Niestety ta smarkula wszystko zepsuła. Teraz wszystko na mojej głowie.
- O mój boże.
- Nie gniewaj się. Jakbyś była na moim miejscu też byś czekała do odpowiedniego momentu, żeby mi to powiedzieć.
- Muszę do łazienki. - powiedziała Jane i wyszła z pokoju.
Kiedy zmierzała do łazienki, zauważyła otwarte drzwi do pokoju, do którego jeszcze nie wchodziła. Na biurku leżało pełno planów, zaczęła robić zdjęcia, aż nagle znalazła plany jej agencji. Teraz wiedziała czego się może spodziewać. Schowała aparat i zaczęła szukać dalej. Nagle ktoś złapał ją za bolące ramie, obrócił i dał w twarz. Przewróciła się. Kiedy wstała zobaczyła zezłoszczonego Nathan. Zaczęły napływać jej do oczu łzy. Nie mogła uwierzyć, że to zrobił.
- Przepraszam. - powiedział Nathan, jak zobaczył co zrobił.
- Gdzieś mam twoje przepraszam.
- Nie musiałaś tu wchodzić.
- Ale weszłam i co. Nie wiem po co mi o tym powiedziałeś. Nie poznaję ciebie. Bijesz mnie.
- Ja, ja nie wiem dlaczego. To przez to wszystko.
- I tak ma to dalej wyglądać? Za wszystko będziesz mnie bił, bo będziesz zły. Co?
- Nie, ja...
- Mam to gdzie. Nie rób mi tego. Tylko tobie mogę się wygadać.
- Ale widzisz jak to się kończy. Nie chce tak.
Jane nie wierzyła, że to robi. Nie chciała, ale musiała. Wszystko zaczęło się jej komplikować. Zmierzała w kierunku wyjścia, ale Nathan ją zatrzymał.
- Krwawisz? To też moja wina? - zapytał.
- Może. Nie dotykaj mnie. - powiedziała i poszła.
Kiedy wychodziła natchnęła się na chłopaków.
- Co się stało? - zapytał się Tom.
- Nic, nieważne. - powiedziała i poszła.
Wbiegając do agencji, wszyscy stali w centrum dowodzenia.
- Jane udało się. Scooter nie żyje.
- To nie dobrze. Mamy problem. - powiedziała Jane.

-------

Przepraszam, że tak długo, ale nie wiedziała co napisać. Brak weny ;)

 Max & Nathan <3


piątek, 30 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 7


Kiedy Nathan otworzył oczy obok siebie na łóżku znalazła karteczkę z napisem: "Przeprasza, kocham cię."
- Co ona przede mną ukrywa? - to pytanie chodziło Nathanowi po głowie.

Jane miała łzy w oczach, nie umiała ich powstrzymać. Zamiast do agencji poszła nad grób Nano. Wyżalić się.
- Nawet nie wiesz jak mi ciężko bez ciebie. Od kiedy poznałam Nathana nie umiem pogodzić wszystkiego. Boję się, że mnie zostawi, bo często opuszczam spotkanie, przez te głupie zadanie w agencji. Jest tyle agentów, a cały czas ja coś robię. Wiem, że jestem dobra, ale chciałam się w końcu zakochać. Nie chce umrzeć jako stara, samotna panna. O ile dożyję starości. - powiedziała Jane, wycierając ręką łzy z policzków.
Całej tej wypowiedzi przysłuchiwał się Big Kev, który od razu poszedł z tym do szefa.
- Jane jest na cmentarzu u Nano. - powiedział.
- Co ona tam robi?
- Mówiła, że jest zakochana, ale przez te zadania, nie ma czasu na miłość.
- Wiedziałem, że kiedyś tak się stanie.
Wtedy do gabinetu szefa weszła Jane. Była trochę zaskoczona, bo na zebraniu była tylko ona, Kevin i szef.
- Czekamy jeszcze na kogoś? - zapytała, zamykając drzwi do gabinetu.
- Są już wszyscy. To zadanie jest bardzo ważne. Najważniejsze w całej twojej karierze.
- Co jest, aż tak ważnego?
- Walka z Scooterem. Nie umiemy znaleźć syna, więc musimy uderzyć w niego, a syn sam się znajdzie.
- Żartujecie? Czemu ja? Jest pełno innych agentów.
- Jesteś najlepsza. Kevin da tobie naboje i masz iść do kościoła w Londynie.
- Teraz?
- Tak, właśnie w do niego zmierza. Bierz co jest tobie potrzebne i dom zadanie, bo potem nie będzie już takiej okazji.
Jane spojrzała na szefa i Kevina, ale chyba nie żartowali. Jane wzięła co było jej potrzebne i pojechała do Londynu. Kiedy weszła do kościoła jeszcze nikogo nie było. Weszła na górę, przy organach i czekała. Nagle pojawiła się wysoka postać w czarnym płaszczu i siadła w pierwszej ławce.
Nie wiadomo jakim cudem facet zauważył Jane.
- Niech pomyślę, ty jesteś tą smarkulą co zabiła Dona? - zapytał Braun.
- Oo, dobry Pan jest. Ale już nie długo.
- Grozisz mi. Ty?
- A no ja, hehe. - uśmiechnęła się Jane.
Scooter nie namyślał się długo i zaczął strzelać. Jane zeskoczyła na dół i zaczęła walczyć. Trwało to dość długo. Jane powoli zaczęła przegrywać. On było jednak lepszy. Jane nagle skończyły się naboje, musiała się gdzieś schować. Weszła za ołtarz. Wspięła się na najwyższą kolumnę i schowała się. Zostały jej tylko nowe naboje od Kevina. Wsadziła je po cichu do pistoletu i chciała wycelować, ale Scooter był szybszy.
- I co? Boisz się? - zapytał Braun z uśmiechem na ustach.
- Kiedy ciebie zastrzelę i dorwę twojego syna, nie będzie już tobie tak do śmiechu.
- Oj, nie bądź tego taka pewna.
Wychyliła się szybko i chciała strzelić, ale niestety. Wróg był o wiele lepszy od niej i zdążył przed nią. Dostała w ramię, straciła równowagę i spadła. Scooter zaczął iść w kierunku wyjścia. Jane zauważyła to i ostatkiem sił strzeliła mu w nogę. I udało się.
Nagle nastała ciemność.

Kiedy Scooterowi udało się dotrzeć do swojej kryjówki, czuł się coraz gorzej. Usiadł w swoim fotelu i wezwał lekarza. Po badaniach, lekarz nie miał dla niego dobrych wiadomości.
- To był nabój z groźną trucizną. Niestety nie mam na nią lekarstwa.
- Ile mi zostało? - zapytał się.
- Jakieś 10 godzin. Nie więcej.
- Co za k.... Zawołaj tu mojego syna, szybko.
- Dobrze.
Po paru minutach w pokoju pojawił się Nathan oraz Max, Jay, Siva i Tom.
- Co się stało tato? - zapytał Nathan.
- Ta dziwna dziewczyna postrzeliła mnie jakimś dziwnym nabojem i zostało mi tylko 10 godzin. Musisz ją znaleźć szybko i zabić. Nieważne jak.
- A może powiesz jak wygląda? - zapytał Max.
- To blondyna.
- Oki, zawsze coś. - powiedział Nathan i wyszli z pokoju.
Nathanowi się to nie podobało. Był strasznie zdenerwowany. Nagle usłyszał za swoimi plecami śmiechy. Odwrócił się i zobaczył jak Jay i tom się z czegoś śmieją.
- Z czego się śmiejecie? - zapytał Nathan.
- Z tego, że twój ojciec został pokonany przez dziewczynę.
- I to takie zabawne. Mam nadzieje, że ona ciebie pierwsza pokona.- powiedział Nathan w złości.
- Nie był bym tego taki pewny.


czwartek, 29 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 6


Jane i Nathan spędzali coraz więcej czasu. Codzienne spacery po parku to była już codzienność. Wygłupy, śmianie się to normalka. Koledzy Nathana zaczęli traktować Jane jak młodszą siostrę. Nie było dnia bez rozmów na Skype, esemesowania lub godzinnych rozmów przez telefon.
Między Nathanem, a Jane też coraz bardziej iskrzyło. I to bardzo i bardzo, aż zostali parą. I tak przez rok. Niestety Jane powoli nie umiała połączyć dwóch rzeczy naraz: pracy i chłopaka. Często opuszczała i odwoływała spotkania. Czasami nawet odwoływała zadania, bo bała się, że Nathan dowie się prawdy. Chciała mu powiedzieć, ale nie wiedziała jak Nathan na to zareaguje. Wolała jeszcze trochę poczekać.
Ale w dzisiejszy dzień musiała szybko wykonać zadanie. Nie mogła zawieść Nathana. Nie dzisiaj.

Stara, opuszczona szkoła. Jeden z agentów Scootera zrobił tam skład broni. Słyszano, że przebywa tam jeden młody człowiek i trzeba było sprawdzić czy to aby nie syn. Jane przebrała się za faceta, który chciałby sprzedać chłopcom broń.
- Co ty tu robisz? - zapytał jeden z przebywających tam facetów, który zobaczył wchodzącą Jane.
- Słyszałem, że macie tu niezły sprzęt, mam parę do sprzedania. Syn od szefa ode mnie jeden zamówił. - powiedziała Jane w nadziei, że chłopak gdzieś tu jest.
- Tego chłopaka nie ma. Ma wolne.
- A czemu wy nie macie? - zapytała Jane.
- Szef nie daje.
- To zaraz będziecie mieć. - powiedziała Jane, wyciągając broń spod płaszcza i każdy z chłopaków, a było ich chyba dziesięciu, zarobił kulkę prosto w serce.
Jane skończyła zadanie. Kiedy spojrzała na zegarek, myślała, że źle chodzi. Była spóźniona już ponad 10 minut. Zanim dojedzie do agenci, przebierze się i dojedzie do Nathan minie prawie godzina.
- Zadzwonię do niego. - powiedziała do siebie.
Wyciągnęła telefon z kieszeni i dzwoniła. Raz, dwa, trzy, ale nie odbierał. Pobiegła szybko do przystani i skuterem do siedziby. Wleciała do swojego gabinetu, przebrała się, zostawiła broni i już miała wychodzić, ale w drzwiach pojawiła się Clio.
- Szef zanim wyszedł kazał przekazać, że jutro rano jest zebranie i szczegóły nowego zadanie. A i masz zrobić na jutro raporty.
- Co?? Ja mam dzisiaj rocznice z chłopakiem. Rozumie zebranie rano, no trudno, ale raporty. Pomożesz mi?? - zapytała Jane.
- Ja? Przecież nie wiem, co robiłaś na misjach. - powiedziała Clio.
- Było ich tylko trzy, a ty przecież możesz się dostać wszędzie i zobaczyć. Proszę!
- No dobra, ale jak coś to ty mi pomożesz.
- Kocham cię, nie ma sprawy. - powiedziała Jane i pobiegła do Nathana.
Kiedy znalazła się pod jego domem, było wszędzie ciemno. Bała się, że gdzieś poszedł. Podeszła do drzwi, złapała za klamkę. Drzwi były otwarte. Weszła do środka. Na schodach było pełno świeczek i płatków róż. Poszła ich śladem. Doszła do salonu i zobaczyła pięknie udekorowany stół, szampana. Łzy napłynęły jej do oczy.
- Jak mogłam się na to wszystko spóźnić? - powiedziała do siebie.
- Spokojnie, możemy to za rok powtórzyć. - powiedział Nathan wychodzący z kuchnie.
- Przepraszam, kochanie. Ja musiałam załatwić coś ważnego.
- No dobrze. Wybaczę tobie.
Nathan podszedł do Jane i pocałował w czoło. Nie potrafił się długo na nią gniewać. Kochał ją ponad życie. Podczas jedzenia kolacji wspominali sobie jak to było, jak byli dziećmi. Te wspólnie spędzone chwile. Rozmawiali tak chyba przez trzy godziny. W pewnym momencie Nathan przybliżył się do Jane i zaczął całować. Wziął Jane na ręce i poszedł z nią do sypialni. Usiadł z nią na łóżko i namiętnie się całowali. Wtedy Jane przestała i spojrzała Nathanowi głęboko w oczy.
- Jesteś pewny, ze tego chcesz? - zapytała Jane.
- Jak nigdy w życiu. - powiedział Nathan.

Po pięknej nocy niestety musiał nastać dzień. Jane obudziła się pierwsza. Spojrzała na zegarek. Była szósta. Przypomniała sobie o zebraniu z szefem. Spojrzała na Nathana. Niestety musiała go zostawić. Napisała mu liścik, ubrała się i wyszła.

----------
Oj ;*



The Versatile Blogger

The Versatile Blogger :)

ZASADY

-podziękować za nominację osobie dzięki której zostałeś włączony do gry,

- pokazać na blogu nagrodę 
The Versatile Blogger Award,

- ujawnić 7 faktów o sobie,

- nominować 15 osób, które według nominowanego na to zasługują,

- poinformować nominowane osoby o ich nominacji.



Chciała podziękować za nominację EN Say.
Jesteś kochana ;**


7 faktów o mnie.

1. Uwielbiam The Wanted, Little Mix i Lana Del Rey.
2. Moja ulubiona piosenka to Drunk on love. 
3. Chodzę do szkoły chemicznej.
4. Mam młodszą siostrę i czasami mam ochotę wyrzucić ją przez okno.
5. Nienawidzę jak ktoś mnie obgaduję.
6. Mam ośmioletniego kotka.
7. Zawsze chciałam zagrać w filmie akcji ;))

NOMINOWANI:



Jeszcze raz dziękuje :D




środa, 28 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 5


4 LATA PÓŹNIEJ.

Londyn, rok 2015.
Gdzieś pod miastem i to dosłownie.
Jane biegła po kanale. W pewnym momencie się potknęła i wpadła w brudną wodę.
- O boziu, fuj. Mam nadzieje, że to się spierze. 
Ktoś zaczął strzelać. Jane szybko wstała i pobiegła przed siebie. Nagle tunel się skończył i wbiegła w wielkie pomieszczenie z głównym zaworem. Za nią wbiegł jakiś chłopak. 
- Haha, teraz nie masz dokąd uciec. - powiedział chłopak.
- Oj, nie byłabym tego taka pewna, czy to ja nie mam dokąd uciec. - odpowiedziała Jane.
- Wcale, a wcale się ciebie nie boję.
- Jesteś tego całkowicie pewien? Może tatuś zaraz wyleci z tunelu z bombą i uratuje synusia? - prowokowała.
- Słucham? Hehe, ty myślisz, że jestem synem Brauna? Ja tylko załatwiam mu części do bomby.
- Co? Czyli bez powodu biegałam za tobą i po tym śmierdzącym kanale. Zmarnowałeś mój czas. - powiedziała Jane, złapała szybko za broń i strzeliła chłopakowi między oczy. Chłopaka padł na ziemie, a Jane wspięła się po drobinie i wyszła na zewnątrz. Londyn budził się dopiero do życie. Była gdzieś 6 rano.
Dziewczyna zauważył motor stojący przy ulicy, wzięła go i pojechała w kierunku siedziby. Właściciel pewnie zauważy brak motoru dopiero za parę godzin. 
Po dwóch godzinach Jane była już na miejscu. Weszła do siedziby i spotkała szefa.
- Jak misja? - zapytał.
- Biegałam po kanale tylko po to, żeby się dowiedzieć, że to nie jego syn, tylko dostawca części do bomby. Ale śmierdzę.
- Dostawca?
- Ale niestety już dowozić części nie będzie. - zaśmiała się Jane i poszła do swojego gabinetu.
Kiedy weszła zauważyła, że ma straszny bałagan. Pełno było wszędzie żółtych, samoprzylepnych karteczek, jakiś planów miast, no i oczywiście akta. Nawet nie doszła do połowy, tyle ich było.
Do gabinetu nagle wszedł Big Kev i podał Jane kubek gorącej kawy. 
- I jak? - zapytał Kevin.
- Masakra, już nie wiem co dalej. Jest ich za dużo. Oczywiście sprawdzam tylko młodych, ale jest ich na pęczki. 
- Na poprawę humoru coś tobie pokarze. Choć.
Razem poszli do pokoju, gdzie Kevin majstrował przy swoich "maleństwach", jak on to mówił.
- Wynalazłem nowe naboje do broni. Jeden z nich sprawia, że osoba umiera na 24 godziny, potem się budzi, ale nie pamięta co się stało wcześniej. A druga daje dużo cierpienia. Osoba, która dostanie tym, będzie cierpiała przez 12 godzin, a potem umrze. 
- Wow, super. Na pewno się przyda. - powiedziała zadowolona Jane i poklepała Kevina po ramieniu. Wtedy wszedł do pokoju szef i powiedział do niej:
- Jest zadanie.
- No, ale bez przesady. Dopiero co wróciłam. 
- Trudno. Potem będziesz miała wolne, jak się nic nowego nie znajdzie.
- Dobra.
- Choć, pokarzę tobie z Clio, na czym będzie polegało to zadanie.
Kiedy znaleźli się już przy Clio, ona na ekranie pokazała Jane knajpę, do której zawsze chodziła z Nathanem na soki.
- Znam to miejsce. - powiedziała Jane. Zrobiło jej się trochę smutno. Już prawie o nim zapomniała, ale wspomnienia odżyły.
- Tak? To dobrze. Masz tam iść. Punktualnie o 12 wysoki blondyn o niebieskich oczach i w niebieskiej koszuli zawsze przychodzi po kawę. Znaleźliśmy go w aktach. Jak go zobaczysz, masz za nim iść i zobaczyć co będzie robił. - powiedział szef.
- Punktualnie o 12? - zapytała Jane.
- Tak. Jeżeli to nie będzie on, nie zabijaj go, ale zapamiętaj dokąd będzie szedł. Może nas zaprowadzi w jakieś ciekawe miejsce.
- Dobrze. Już idę.
Jane wyszła z siedziby i spojrzała na swoje okna do pokoju. Marzyła o tym, aby się tam znaleźć, położyć w miękkim łóżku i w końcu zasnąć. Niczego innego nie pragnęła tak bardzo jak tego. 
Kiedy znalazła się już na miejscu, jej wspomnienie jeszcze bardziej odżyły. Nie chciała tam wchodzić, ale musiała wykonać zadanie. W końcu weszła. Siadła przy stoliku jak najbliżej bary, żeby widzieć dobrze. 
Kiedy nadeszła 12, czekała na blondyna, ale nikt się taki nie pojawił. Czekała chyba z dwadzieścia minut i nikt taki się nie pojawił. Zamiast niego pojawił się wysoki brunet. Kiedy się odwrócił Jane nie mogła uwierzyć w to co widzi. Nathan. On też ją zauważył i podszedł do jej stolika. Ona natychmiast wstała i przytuliła się od niego. 
- Jak jak ciebie dawno nie widziałam. Minęły cztery lata. 
- No właśnie. Mogę się przysiąść? Pogadamy. - zaproponował Nathan.
- Jasne. 
- Czemu się nie odzywałaś? Bałem się o ciebie.
- Spokojnie, jak widzisz nic mi się nie stało.
- Ale czemu nie wróciłaś wtedy do domu dziecka? - zapytał Nathan.
- Nieważne. Dobrze zrobiłam, że tam nie wróciłam. Moje życie wywróciło się do góry nogami.
- A wiesz, że moje też. Znalazłem mojego ojca. Znaczy to on znalazł mnie.
- Wow. To super. Widzę, że jesteś szczęśliwy.
- No. A pamiętasz jak mi tu powiedziałaś jak będzie wyglądała twoja idealna randka? 
- Pamiętasz to jeszcze?
- A pamiętam. Chciałaś, żeby chłopak zabrał ciebie na spacer do parku, a potem kupił niebieską różę na straganie w parku.
- Hehe, jak narazie jeszcze się to nie spełniło.
- Serio? To choć. - powiedział Nathan i złapał Jane za rękę. 
Wyszli z knajpki i poszli do parku. O dziwo nikogo tam nie było. Strasznie pusto. Jane dawno nie widziała tego parku. Nathan nagle złapał Jane za rękę. Ona popatrzała się na niego i położyła głowę na jego ramieniu. 
- Nic tu się nie zmieniło. Nawet stragan z kwiatami jest w tym samym miejscu. - powiedziała nagle Jane.
Wtedy Nathan puścił dziewczynę i podbiegł do straganu. Kupił tam niebieską różę i dał Jane. Ona ją powąchała i dała Nathanowi buzi w policzek i poszli dalej. 
- Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał Nathan. 
- A u koleżanki. - powiedziała Jane. Nie mogła powiedzieć prawdy.
- Mi tata kupił nowy dom. Z basenem. Mieszkam tam z kolegami. Choć przedstawię tobie ich.
Jane zgodziła się i poszli. Kiedy doszli do domu Nathana, Jane poczuła się taka biedna. Był ogromny. Sześć sypialnie, trzy łazienki i wielki basen. Aby dostać się do basenu trzeba było przejść przez korytarz z szkła na wielki taras, a potem schodami w dół.
Jak weszli do środka w wielkim salonie z własnym barem i stołem bilardowym siedziało 4 chłopaków.
Nathan zaczął przedstawiać: 
Pierwszy Max. Napakowany, łysy chłopak, który lubił imprezować.
Drugi Tom. Chłopak o czarnych włosach, który rozśmieszył Jane śmieszną miną.
Trzeci Jay. Ma kręcone włosy i rękę w tatuażach. Jane lubiła to.
I ostatni Siva. Irlandczyk z słodkim głosem. 
Spędziła z nimi cały dzień. Śmiali się, wygłupiali i grali w bilarda. Niestety Jane musiała iść. Zupełnie zapomniała o tym, że jej zdanie nie powiodło się, ponieważ nikt się tam taki nie zjawił. Nathan odprowadził Jane do drzwi. Kiedy dziewczyna spojrzała w jego piękne oczy, nie mogła się powstrzymać i pocałowała go. 
- Ty wiesz, że ja chciałem ciebie pocałować już dawno. - powiedział Nathan i uśmiechnął się.
Jane się zaczerwieniła i wyszła.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 4


Kiedy Jane obudziła się rano wiedziała co chce robić. Big Kev i Nano siedzieli w jadalni na śniadaniu. O czymś rozmawiali, śmiali się, aż do momentu kiedy do jadalni weszła Jane.
- No hej. Gotowa na trening? - zapytał Nano.
- Gotowa to mało powiedziane. Chce zostać agentką. - powiedziała stanowczo Jane.
Była z siebie zadowolone. Serce waliło jej jak szalone.

Nano dobrze przewidział ile czasu zajmie nauka Jane. Zajęło jej to zaledwie tydzień. Mordercze treningi z Nano zajmowały coraz mniej czasu i były coraz mniej męczące. Sprawiało jej to coraz więcej przyjemności. Big Kev zajmował się bronią. Ulepszał ją, wymyślał do nich coraz lepsze naboje. Jane miała po dwóch dniach wszystko w małym palcu. Po tych lekcjach przyszedł czas na strzelnice. Pod koniec tygodnia Jane dostała swoją pierwszą broń i strój. Składał się z czarnych rurek i kozaków, białej koszulki w z rękawem 3/4 i białych rękawiczek.
- Mogę do tej koszulki doszyć kaptur? Może się przydać. - powiedziała Jane.
- Jeżeli chcesz, to zależy od ciebie. Witamy w agencji. Teraz zobaczysz jak wygląda jedna z misji. - powiedział szef.
Wszyscy poszli do centrum dowodzenia. Tam Jane poznała Clio. Zajmowała się ona zdobywaniem dostępu do sieci monitoringu na całym świecie.
- Heja, jestem Clio. Na tych sześciu ekranach możesz zobaczyć co chcesz.
- Nawet Paryż? - zapytała Jane.
- Proszę bardzo.
Po paru sekundach na ekranach można było zobaczyć z każdej strony Paryż. Jane nie mogła się napatrzeć. Zawsze chciała zobaczyć Paryż.
- Dobra, wracamy do zadania. - powiedziała Clio, sprowadzając Jane do rzeczywistości.
Zadanie polegało na odebraniu ściśle chronionych akt agentów wroga przez Nano i agentki Molly. Ochroniarzem akt był Don, bratanek Brauna.
- Kim jest ten cały Braun? - zapytała Jane.
- Scooter Braun to człowiek, którego próbujemy znaleźć i powstrzymać.
- A co takiego zrobił?
- W zeszłym roku ukradł bombę atomową. Jedna to nic, ale próbuje zrobić ich więcej.
- Ooo... To nie dobrze. A po co te akta?
- Prawdopodobnie Scooter odnalazł swojego syna. Chcemy ich obu złapać, ponieważ jeżeli pozbędziemy się Brauna, to jego syn może kontynuować jego plany.
- Aha.
- Mamy nadzieje, że te akta nam pomogą. - powiedział szef.
Nagle na ekranie pojawił się Nano. Zaczynał zadanie. Mieli wkraść się najpierw do ubojni, pokonać wszystkich ochroniarzy dojść do Dona i siła odebrać od niego pudełko. Wszystko szło dobrze. Jane czuła się jakby oglądała film akcji w telewizji, dopóki Nano nie został postrzelony. Jane myślała, ze zaraz straci przytomność.
- Coś poszło nie tak. Gdzie jest Molly? - zapytała Clio.
- Ucieka z ubojni. - powiedziała Jane pokazując palcem na jeden z ekranów.
Wtedy trzech agentów oglądających misję wstało i pobiegło na pomoc Nano. Jane pobiegła za nimi do vana.
- Co ty robisz? - zapytał jeden z nich.
- Jadę z wami. Chcę mu pomóc. - powiedziała Jane.
Krótką chwile zastanawiali się, ale powiedzieli zgodnie:
- Wskakuj.
Kiedy dojechali na miejsce, jeden z nich dał Jane broń i powiedział, że ma zostać w środku. Jane trochę się zdenerwowała, ale co miała zrobić. Po paru minutach zobaczyła biegnącego Dona w kierunku ich auta. Trzymała w rękach pudełko.
Kiedy wsiadł do środku, zauważył, że nie ma kluczy. Zdenerwował się. Jane przyłożyła ma broń do skroni i powiedziała:
- Zostaw pudełko i wysiadaj z auta.
- Po moim trupie.
W siedzibie Clio zauważyła, że Don wychodzi z auta trzymając przy sobie Jane i broń przy jej skroni. Pokazał się na chwile i wrócił z powrotem do środka. Nagle padł strzał. Wszyscy w siedzibie zamarli. Na ekranach było widać jak ktoś wypada z auta. Potem przybiegli agenci z rannym Nano i odjechali. Na ziemi leżał Don. Kiedy dojechali do siedziby Nano nie dało się już uratować. Zapłakana Jane wysiadła z vana. Nie umiała się uspokoić. Big Kev zabrał ją do gabinetu szefa. Pudło zostało zaniesione do centrum dowodzenia. Jane siedziała w gabinecie i cała się trzęsła. Clio dała jej herbatę, aby się uspokoiła i mocno ją przytuliła.
- Spokojnie, już po wszystkim. - powiedziała Clio.
- Zrobiłam to dla Nano. Nie zasługiwał na takie cierpienie.
Wieczorem, po pochowaniu Nano na cmentarzu za starym kościołem, Jane poszła do centrum dowodzenie i zaczęła przeglądać akta. Nagle znalazła akta osoby o imieniu, którego dawno nie słyszała.
- Nathan!! Zapomniałam o nim. - krzyknęła Jane.
Pobiegła szybko do swojego pokoju, wzięła telefon do ręki i wykręciła jego numer. Niestety w słuchawce usłyszała tylko: nie ma takiego numeru.

Natomiast gdzieś na dnie oceanu Scooter patrzył jak trwają prace nad wytworzeniem drugiej bomby atomowej.
- Witaj synu. - powiedział do chłopaka, który wszedł do pokoju.
- Słyszałem, że masz zadanie dla mnie i chłopaków. - powiedział chłopak.
- Musicie znaleźć i zabić tego kto zabił Dona, niech cierpi.
- Dobrze.


Postanowiłam, że do końca wakacji posty będę dodawać codziennie.
Jeżeli chodzi o rok szkolny to w soboty.
Jest może ktoś chętny, aby dostawać ode mnie maila o nowych rozdziałach??


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 3


Poszli do jednego z domów, który różnił się od innych tym, że miał duże, stare czerwone drzwi. Facet wpisał hasło i drzwi otwarły się do środka. Za nimi były schody prowadzące na dół. Mężczyzna gestem ręki pokazał Jane, że ma iść pierwsza. Trochę się wahała, ale nie miała innego wyjścia. Szła i szła, czuła, że te schody chyba nie mają końca. Nagle zauważyła światełko. Schody się skończyły, a przed Jane znajdowały się białe drzwi. Trzęsącą się ręką złapała za klamkę i popchnęła drzwi. Za nimi znajdowało się wielkie pomieszczenie. Centrum dowodzenia. Pełno komputerów, sterty jakiś papierów, konsole z tysiącami przycisków.
- Czuję się jak w jakimś filmie akcji. - powiedziała na głos Jane.
- Można tak powiedzieć. To prawie to samo. - powiedział do niej gruby mężczyzna w białym fartuchu, idący w jej kierunku.
- Wow.
- Jestem Kevin, ale wszyscy mówią na mnie Big Kev.
Jane popatrzała na niego od góry do dołu i powiedziała:
- Nie dziwię się.
- Haha. - zaśmiał się. Witaj w naszej agencji. Ty jesteś Jane?
- Agencji? Skąd znasz moje imię?
- Dość długo ciebie szukaliśmy. Ćwiczyłaś wschodnie sztuki walki?
- Zaczynam się bać. I to bardzo, chyba wiecie o mnie wszystko. Ale o co chodzi z tą agencją?
- To chyba pytanie nie do mnie, ale znam kogoś to zna odpowiedź. Choć zaprowadzę ciebie do niego.
Gestem ręki pokazał, że ma za nim iść. Otworzył jedyne drzwi w sali i znaleźli się w białym korytarzu. Było w nim trochę drzwi, ale tylko przy niektórych okna. Można było przez z nie zobaczyć jadalnie, basen. Reszta to były gabinety agentów. Tylko jeden z pokoi przykuł mocno uwagę Jane. To siłownia. Było tam wszystko. Istny tor przeszkód. Jane stała i patrzała jak zahipnotyzowana.
- Widzę, że się podoba. Za niedługo będziesz mogła sobie tam pobiegać. - usłyszała głos za plecami.
Kiedy się odwróciła zauważyła starszego pana, który strasznie przypominał tego z pomnika.
- Zapraszam. Porozmawiamy u mnie. - powiedział i zaprowadził Jane do swojego gabinetu. Pokazał jej, gdzie może sobie usiąść. On sam usiadł na swoim krześle za biurkiem.
- Po co jestem wam potrzebna? - zapytała pierwsza Jane.
- Jestem szefem całej tej agencji.
- Pan jest na pomniku?
- Tak. Kiedyś byłem najlepszym agentem, ale czas jest najgorszym wrogiem i nie mam już siły dalej pomagać. Szukałem zastępcy i znalazłem.
- Mnie?
- Ciebie, skarbie.
- Ale czemu ja?
- Znałem twoją mamę. Kiedy oddała ciebie do domu dziecka i dowiedziałem się, że zapisałaś się na wschodnie sztuki walki, poszedłem na jeden z twoich pokazów i wiedziałem, że jesteś idealna. Jesteś wysportowana i utalentowana. Dasz radę.
- Nie jestem tego taka pewna.
- Chcesz się przekonać.
Starszy mężczyzna przeskoczył nad Jane i zrzucił ją z krzesła. Potem zaczął atakować. Jane zaczęła robić uniki. Zaczęła się denerwować tą akcją i sama zaczęła atakować. W pewnym momencie Jane złapała staruszka za rękę i wykręciła do tyłu. Mężczyzna upadł na ziemie i jęknął z bólu.
- Przepraszam, nie chciała. Nie wiem jak to się stało. - powiedziała przerażona Jane, kiedy zorientowała się co tak na prawdę zrobiła.
- Jesteś bardzo dobra. Nawet nie wiedziałem jak bardzo.
- Dziękuje. Chyba. - powiedziała Jane.
Szef podszedł do biurka, masując sobie ramię. Sięgnął po telefon i poprosił, aby ktoś o imieniu Nano podszedł do gabinetu. Kiedy mężczyzna się pojawił, staruszek przedstawił go dziewczynie.
- Skarbie, to jest Nano. Twój trener i chwilowy opiekun. - powiedział do Jane. Zabierz ją na trening. Jest tak dobra, że nauka dużo wam nie zajmie. - zwrócił się do chłopaka.
- Choć. Pokarzesz mi na co ciebie stać.
Na twarzy Jane pojawił się złośliwy uśmieszek. Miała okazję, aby zemścić się za porwanie.
Po paru godzinach treningu Jane padła na podłogę. Była bardzo spocona. Nie pamięta kiedy tak bardzo się zmęczyła. Wszystkiemu przyglądał się szef i Big Kev.
- Jesteś genialna. Stanie się agentką zajmie tobie może tydzień.
- Stanie się agentką?
- Jane, zostaniesz moim zastępcą? - zapytał się szef, wchodząc do sali treningowej.
Jane nie wiedziała co powiedzieć. Z jednaj strony podobało jej się to. Czuła się jak ryba w wodzie, ale bała się, jak to może potem wyglądać, jak będzie musiała z kimś walczyć.
- Nie wiem. - odpowiedziała.
- Spokojnie. Masz trochę czasu. Potrenujesz jeszcze trochę, potem pokarzemy tobie jak wygląda misja i powiesz co postanowiłaś. Teraz Nano zaprowadzi ciebie do twojego pokoju.
Kiedy Jane znalazła się w pokoju, pierwsze co zrobiła poszła pod prysznic. Potem położyła się na łóżko i nawet nie zauważyła kiedy zasnęła.

Tym czasem Nathan siedział u siebie w domu i zastanawiał się co jest z Jane. Nie było jej jeszcze w ośrodku. Martwił się. Nie umiał się do niej dodzwonić. Była po za zasięgiem. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Nathan był pewny, że to Jane. Jednak się pomylił. W drzwiach stał wysoki mężczyzna w płaszczu.
- Kim Pan jest? - zapytał Nathan.
- Jestem Scooter Braun. Musimy pogadać.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 2


Kiedy Jane otwarła oczy widziała ciemność. Zaczęła panikować i walić w co się da. Okna były tak przyciemnione, że nic nie widziała. Chciała zobaczyć co się z nią dzieje. Krzyczała, ale nikt jej chyba nie słyszał. Za to ona słyszała dokładnie wszystko.
- Jesteś pewien, że to ona?
- Tak. Szef się nigdy nie myli.
- Ja mam nadzieje. Nie mam zamiaru szukać jakiejś smarkuli po całym Londynie.
- Ja go czasami nie rozumiem. Bliżej mamy dziewczyn pod dostatkiem, ale nie. Trzeba jechać na koniec kraju, żeby wziąć jedną dziewczynę. Nawet nie wiemy czy się nadaje.
- Jeżeli Szef ją chciał to znaczy, że się nadaje.
Jane była przerażona tym co słyszała.
"Na koniec kraju? Gdzie oni mnie wywożą?" - myślała. Bała się, niestety nie było przy niej Nathana. On by wiedział co by zrobić. Może.
Nie wiedziała jak ma się wydostać z auta. Próbowała chyba wszystkiego, ale nie udało się. Kiedy się w końcu poddała i położyła na nodze rękę, poczuła telefon. Nagle ją olśniło. Wyciągnęła telefon, ale nie umiała złapać zasięgu. Kiedy w końcu go złapała, padła bateria. Strasznie się załamała. Łzy napłynęły jej do oczu. Ostatnie deska ratunku dała plamę.
- To na nic. To koniec. Już po mnie, gdzieś mnie wywiozą. Zabiją i tyle, a najgorsze jest to, że nie zobaczę już więcej Nathana. - powiedziała szeptem do siebie.
Była już tak zmęczona tym rozmyślaniem, że położyła się na tylnym siedzeniu. Nagle auto się zatrzymało. Było strasznie głośno, nie było słychać rozmowy, więc Jane przybliżyła się jak najbliżej kabiny kierowcy.
- Nie ma już miejsca.
- Ale my musimy.
- Jeżeli macie specjalną przepustkę, aby przewieść auto.
Nastała cisza i można usłyszeć szum morza i mewy.
- Dobrze. Zaraz przesuniemy parę aut i się zmieścicie.
Auto stało jeszcze chwile i potem ruszyło. Po paru minutach było słyszeć, ze statek odpływa. Jane zaczęła płakać. Nie umiała powstrzymać łez.

Auto wjechało na ulicę z kamienia. Nie dało się opanować auta, więc trzęsło się na wszystkie strony. Jane obudziła się uderzając głową o drzwi. Nawet nie wie kiedy zasnęła. Nie było słychać już morze, ani mew, ale szumiący las i śpiew ptaków. Nagle się auto zatrzymało. Jane zaczęła się trząść. Myślała, ze teraz czeka ją najgorsze. Drzwi się otwarły, ale nikt nie zmuszał jej do wyjścia. Lekko spojrzała przez otwarte drzwi i zobaczyła, że faceci nie stoją blisko auta. Miała okazję, żeby uciec. Wysiadła po cichu z auta i poszła uliczką z kamienia. Starała się iść po cichu, ale jeden z nich zauważył ją. Zaczęła uciekać ile sił w nogach miała. Słyszała, że ktoś za nią biegnie. Biegła chwile przez las, potem drzewa się skończyły, ale trzeba było wbiec na wysoką górę. Kiedy tam w końcu wbiegła zauważyła, że znajduje się na wyspie i po horyzont nie widać nic, oprócz morza.
- Dalej już nie uciekniesz, chyba, że potrafisz pływać długie dystanse.
- Jeżeli dzięki temu uniknę śmierci, dam radę.
- Śmierci?
- Nie udawaj. Wiem wszystko. Sprzedacie mnie, będą się mną bawić. Albo sprzedacie moje organy, albo będziecie na mnie robić jakieś eksperymenty i urosną mi płetwy. Myślisz, że nie wiem jak kończą się porwania dziewczyn w moim wieku.
- Oglądasz za dużo telewizji. Choć powiem Ci po co tu jesteś.
- Nic mi nie mów. Nie chce nic wiedzieć. Jeżeli nie jestem wam potrzebna to odwieźcie mnie do domu.
- Nie mogę. Muszę wykonać zadanie do końca. Nie mnie musisz przekonywać, ale szefa. Choć zaprowadzę cię do niego.
- Proszę.
- Nie mogę. Jedynie on może cię stąd wypuścić, ja nie mam takiego prawa. Zaprowadzę Cię do niego.
- No dobrze.
Czuła jak znowu zaczyna płakać. Bała się, że nie da rady przekonać tego całego szefa i będzie musiała zostać tu na zawsze. Poszła za murzynem, kiedy doszli z powrotem na miejsce gdzie stał van, zobaczyła na prawdę gdzie jest. Stała na małym ryneczku z pomnikiem starszego pana otoczonym fontanną. Wokoło ryneczku stało pełno domów w stylu gotyckim. Przy drodze z kamienia, między drzewami można było zobaczyć stary kościół. Jane lubiła takie klimaty. Po raz pierwszy w tym dniu na jej twarzy pokazał się uśmiech. Tą miłą chwile przerwał drugi mężczyzna:
- Choć zaprowadzę cię do Szefa.
Jedyne co chodziło jej po głowie to "O boże. Ratunku!!!!!".

Agenci: Rozdział 1


Londyn, rok 2011.
Jane wybiegła z ośrodka, a za nią opiekunka. Wołała ją, ale dziewczyna była tak zrozpaczona, że chciała pobiegnąć na koniec świata i jeszcze dalej. Nie mogła uwierzyć w to co się właśnie stało. Pobiegła do parku. Weszła na drzewo, jak najwyżej i schowała głowę między kolana. Miała wszystkiego dość. Po pewnym czasie zdzwonił telefon. Kiedy zobaczyła kto, nie chciała odebrać, ale w końcu to zrobiła.
- Dzwoniła do mnie Pani Ford, przestraszyła się. Wracaj.
- Nie wrócę. Nie chce.
- Czemu?
- Bo ciebie tam nie ma.
- Proszę. Jestem już pełnoletni, nie mogę tam dłużej być. Mam własne mieszkanie. Zawsze możesz mnie odwiedzać.
- Ale to nie to samo. Jak otworze oczy to ciebie tam nie będzie. Traktowałam ciebie jak brata. Boję się być tam sama.
- Będzie dobrze. Będę Cię odwiedzał, ty będziesz przychodzić do mnie i będzie prawie tak samo.
- Obiecujesz Nathan?
- Obiecuję, Jane. To zejdziesz z drzewa i wrócisz do domu?
- Wrócę.
Jane i Nathan od kiedy pamiętali mieszkali w domu dziecka . Jako małe dzieci byli razem w pokoju, potem ich przeniesiona do osobnych, ale i tak się przyjaźnili i to bardzo. Traktowali się jak rodzeństwo. Pomagali sobie zawsze, nie ważne jaka to była sprawa. Zawsze mogli na siebie liczyć. Ale niestety Nathan skończył miesiąc temu 18 lat. Dostał mieszkanie i zamieszkał sam. I tak z każdym ich znajomy z domu dziecka po osiemnastym roku życia. Dla Jane to było jak utrata prawdziwego brata. Nie było dnia, żeby nie byli blisko siebie. Jak chcieli od wszystkiego odpocząć wchodzili na największe drzewo w parku i przyglądali się innym słuchając ich życiowych historii.
Zeszła z drzewa i poszła na miasto. Chciała jeszcze zostać sama, choć przez chwile wszystko przemyśleć. Szła przez zatłoczone ulice, nikt nie zwracał na nią uwagi. Chciała sprawdzić, która godzina i zauważyła, że dostała wiadomość. To od Kim, dziewczyny, z którą była w pokoju. Napisała, że się wszyscy martwią, gdzie jest. Prosi, żeby wracała szybko do domu.
Wzięła głęboki wdech i zaczęła iść w kierunku domu dziecka. Nawet nie zauważyła, że od parku szedł za nią podejrzany, wysoki, ubrany na czarno mężczyzna. Nagle zaczął biec, wyrwał jej trochę włosów i pobiegł dalej. Jane upadła. Była tak wkurzona tym co się stało, że pobiegła w kierunku, którym biegł dziwak. Kiedy dobiegła na sam środek rynku, nagle straciła go z oczy. Rozejrzała się, ale nie umiała go znaleźć. Kiedy się odwróciła wpadała na wielkiego murzyna.
- Przepraszam. Nie zauważyłam Pana. - powiedziała spokojnie.
- Musisz iść ze mną. - odpowiedział.
- Słucham?
Złapał ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę jakiegoś zaułka.
- Nigdzie z Panem nie idę. W ogóle się nie znamy.
- Ja Cię znam i to chyba wystarczy.
- Jeżeli mnie Pan nie puści zacznę krzyczeć.
- O boże. Jak ja nie lubię tej roboty.
Po tych słowach wyciągnął z kieszenie strzykawkę i z całej siły wbił igłę w jej rękę. Jane krzyknęła, ale nikt nie zareagował. Facet zaczął ciągnąć ja w kierunku czarnego vana. Jane próbowała stawiać opór, ale czuła się coraz słabiej i słabiej, aż straciła przytomność i upadła na ziemie. Mężczyzna wziął ją na ręce i podszedł do auta. Drugi mężczyzna otworzył tylne drzwi i razem położyli Jane na siedzeniu. Potem razem wsiedli do przodu i pojechali.




Mam nadzieje, że może być.