środa, 28 sierpnia 2013

Agenci: Rozdział 5


4 LATA PÓŹNIEJ.

Londyn, rok 2015.
Gdzieś pod miastem i to dosłownie.
Jane biegła po kanale. W pewnym momencie się potknęła i wpadła w brudną wodę.
- O boziu, fuj. Mam nadzieje, że to się spierze. 
Ktoś zaczął strzelać. Jane szybko wstała i pobiegła przed siebie. Nagle tunel się skończył i wbiegła w wielkie pomieszczenie z głównym zaworem. Za nią wbiegł jakiś chłopak. 
- Haha, teraz nie masz dokąd uciec. - powiedział chłopak.
- Oj, nie byłabym tego taka pewna, czy to ja nie mam dokąd uciec. - odpowiedziała Jane.
- Wcale, a wcale się ciebie nie boję.
- Jesteś tego całkowicie pewien? Może tatuś zaraz wyleci z tunelu z bombą i uratuje synusia? - prowokowała.
- Słucham? Hehe, ty myślisz, że jestem synem Brauna? Ja tylko załatwiam mu części do bomby.
- Co? Czyli bez powodu biegałam za tobą i po tym śmierdzącym kanale. Zmarnowałeś mój czas. - powiedziała Jane, złapała szybko za broń i strzeliła chłopakowi między oczy. Chłopaka padł na ziemie, a Jane wspięła się po drobinie i wyszła na zewnątrz. Londyn budził się dopiero do życie. Była gdzieś 6 rano.
Dziewczyna zauważył motor stojący przy ulicy, wzięła go i pojechała w kierunku siedziby. Właściciel pewnie zauważy brak motoru dopiero za parę godzin. 
Po dwóch godzinach Jane była już na miejscu. Weszła do siedziby i spotkała szefa.
- Jak misja? - zapytał.
- Biegałam po kanale tylko po to, żeby się dowiedzieć, że to nie jego syn, tylko dostawca części do bomby. Ale śmierdzę.
- Dostawca?
- Ale niestety już dowozić części nie będzie. - zaśmiała się Jane i poszła do swojego gabinetu.
Kiedy weszła zauważyła, że ma straszny bałagan. Pełno było wszędzie żółtych, samoprzylepnych karteczek, jakiś planów miast, no i oczywiście akta. Nawet nie doszła do połowy, tyle ich było.
Do gabinetu nagle wszedł Big Kev i podał Jane kubek gorącej kawy. 
- I jak? - zapytał Kevin.
- Masakra, już nie wiem co dalej. Jest ich za dużo. Oczywiście sprawdzam tylko młodych, ale jest ich na pęczki. 
- Na poprawę humoru coś tobie pokarze. Choć.
Razem poszli do pokoju, gdzie Kevin majstrował przy swoich "maleństwach", jak on to mówił.
- Wynalazłem nowe naboje do broni. Jeden z nich sprawia, że osoba umiera na 24 godziny, potem się budzi, ale nie pamięta co się stało wcześniej. A druga daje dużo cierpienia. Osoba, która dostanie tym, będzie cierpiała przez 12 godzin, a potem umrze. 
- Wow, super. Na pewno się przyda. - powiedziała zadowolona Jane i poklepała Kevina po ramieniu. Wtedy wszedł do pokoju szef i powiedział do niej:
- Jest zadanie.
- No, ale bez przesady. Dopiero co wróciłam. 
- Trudno. Potem będziesz miała wolne, jak się nic nowego nie znajdzie.
- Dobra.
- Choć, pokarzę tobie z Clio, na czym będzie polegało to zadanie.
Kiedy znaleźli się już przy Clio, ona na ekranie pokazała Jane knajpę, do której zawsze chodziła z Nathanem na soki.
- Znam to miejsce. - powiedziała Jane. Zrobiło jej się trochę smutno. Już prawie o nim zapomniała, ale wspomnienia odżyły.
- Tak? To dobrze. Masz tam iść. Punktualnie o 12 wysoki blondyn o niebieskich oczach i w niebieskiej koszuli zawsze przychodzi po kawę. Znaleźliśmy go w aktach. Jak go zobaczysz, masz za nim iść i zobaczyć co będzie robił. - powiedział szef.
- Punktualnie o 12? - zapytała Jane.
- Tak. Jeżeli to nie będzie on, nie zabijaj go, ale zapamiętaj dokąd będzie szedł. Może nas zaprowadzi w jakieś ciekawe miejsce.
- Dobrze. Już idę.
Jane wyszła z siedziby i spojrzała na swoje okna do pokoju. Marzyła o tym, aby się tam znaleźć, położyć w miękkim łóżku i w końcu zasnąć. Niczego innego nie pragnęła tak bardzo jak tego. 
Kiedy znalazła się już na miejscu, jej wspomnienie jeszcze bardziej odżyły. Nie chciała tam wchodzić, ale musiała wykonać zadanie. W końcu weszła. Siadła przy stoliku jak najbliżej bary, żeby widzieć dobrze. 
Kiedy nadeszła 12, czekała na blondyna, ale nikt się taki nie pojawił. Czekała chyba z dwadzieścia minut i nikt taki się nie pojawił. Zamiast niego pojawił się wysoki brunet. Kiedy się odwrócił Jane nie mogła uwierzyć w to co widzi. Nathan. On też ją zauważył i podszedł do jej stolika. Ona natychmiast wstała i przytuliła się od niego. 
- Jak jak ciebie dawno nie widziałam. Minęły cztery lata. 
- No właśnie. Mogę się przysiąść? Pogadamy. - zaproponował Nathan.
- Jasne. 
- Czemu się nie odzywałaś? Bałem się o ciebie.
- Spokojnie, jak widzisz nic mi się nie stało.
- Ale czemu nie wróciłaś wtedy do domu dziecka? - zapytał Nathan.
- Nieważne. Dobrze zrobiłam, że tam nie wróciłam. Moje życie wywróciło się do góry nogami.
- A wiesz, że moje też. Znalazłem mojego ojca. Znaczy to on znalazł mnie.
- Wow. To super. Widzę, że jesteś szczęśliwy.
- No. A pamiętasz jak mi tu powiedziałaś jak będzie wyglądała twoja idealna randka? 
- Pamiętasz to jeszcze?
- A pamiętam. Chciałaś, żeby chłopak zabrał ciebie na spacer do parku, a potem kupił niebieską różę na straganie w parku.
- Hehe, jak narazie jeszcze się to nie spełniło.
- Serio? To choć. - powiedział Nathan i złapał Jane za rękę. 
Wyszli z knajpki i poszli do parku. O dziwo nikogo tam nie było. Strasznie pusto. Jane dawno nie widziała tego parku. Nathan nagle złapał Jane za rękę. Ona popatrzała się na niego i położyła głowę na jego ramieniu. 
- Nic tu się nie zmieniło. Nawet stragan z kwiatami jest w tym samym miejscu. - powiedziała nagle Jane.
Wtedy Nathan puścił dziewczynę i podbiegł do straganu. Kupił tam niebieską różę i dał Jane. Ona ją powąchała i dała Nathanowi buzi w policzek i poszli dalej. 
- Gdzie teraz mieszkasz? - zapytał Nathan. 
- A u koleżanki. - powiedziała Jane. Nie mogła powiedzieć prawdy.
- Mi tata kupił nowy dom. Z basenem. Mieszkam tam z kolegami. Choć przedstawię tobie ich.
Jane zgodziła się i poszli. Kiedy doszli do domu Nathana, Jane poczuła się taka biedna. Był ogromny. Sześć sypialnie, trzy łazienki i wielki basen. Aby dostać się do basenu trzeba było przejść przez korytarz z szkła na wielki taras, a potem schodami w dół.
Jak weszli do środka w wielkim salonie z własnym barem i stołem bilardowym siedziało 4 chłopaków.
Nathan zaczął przedstawiać: 
Pierwszy Max. Napakowany, łysy chłopak, który lubił imprezować.
Drugi Tom. Chłopak o czarnych włosach, który rozśmieszył Jane śmieszną miną.
Trzeci Jay. Ma kręcone włosy i rękę w tatuażach. Jane lubiła to.
I ostatni Siva. Irlandczyk z słodkim głosem. 
Spędziła z nimi cały dzień. Śmiali się, wygłupiali i grali w bilarda. Niestety Jane musiała iść. Zupełnie zapomniała o tym, że jej zdanie nie powiodło się, ponieważ nikt się tam taki nie zjawił. Nathan odprowadził Jane do drzwi. Kiedy dziewczyna spojrzała w jego piękne oczy, nie mogła się powstrzymać i pocałowała go. 
- Ty wiesz, że ja chciałem ciebie pocałować już dawno. - powiedział Nathan i uśmiechnął się.
Jane się zaczerwieniła i wyszła.

2 komentarze:

  1. Hej xd Chciałam Cię poinformować, że nominowałam Cię do Versatile Blogger Award ;)
    http://mymusic-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo. Jestem zaskoczona. Kocham :************

    OdpowiedzUsuń